topór, a w lewej lekko zakrzywiony nóż i odbijał od siebie potężnie walących się nań nieprzyjaciół. Był jeszcze bardziej odemnie pokryty ranami, ale żadna nie sprowadziła była jeszcze jego upadku, dlatego od czasu do czasu musiałem zwracać oczy na jego bohaterską postać.
Wtem powstał ruch w kłębie czerwonoskórych i ukazał się Paranoh, torując sobie drogę przez zwartą masę walczących. Zaledwie dostrzegł Old Firehanda, zawołał:
— Nareszcie mam cię! Pomyśl o Ribannie i giń!
Chciał mnie minąć i rzucić się na Old Firehanda, lecz ja porwałem go za ramię i zamachnąłem się do śmiertelnego ciosu. Poznawszy mnie, odskoczył, a mój tomahawk przeciął powietrze.
— Ty także? — ryknął. — Ciebie muszę dostać żywego w swe ręce!
Przebiegł obok mnie, podniósł pistolet i wypalił, zanim ja zdołałem powtórzyć cios toporem. Old Firehand rozkrzyżował ręce w powietrzu, rzucił się potężnym kurczowym skokiem w sam środek nieprzyjaciół i runął, nie wydawszy głosu z siebie.
Wydało mi się, jak gdyby mnie kula przeszyła piersi, tak wstrząsnął mną upadek bohatera. Powaliłem Indyanina, z którym walczyłem i miałem już uderzyć Paranoha, kiedy ujrzałem, jak ciemna jakaś postać, przeciskając się wężowym ruchem przez nieprzyjaciół, wyprostowała tuż przed mordercą swoje gibkie członki i rzekła:
— Gdzie jest płaz Atabasków? Tu stoi wódz Apaczów, Winnetou, by pomścić śmierć swego białego brata!
— Ha, ten pies Pimo! Idź do dyabła!
Więcej już nie słyszałem. To, co się przed memi oczyma działo, tak dalece zajęło moją uwagę, że zapomniałem o własnej obronie. Pętlica okręciła mi się o szyję, nastąpiło szarpnięcie, a równocześnie uczułem druzgoczące uderzenie w głowę i straciłem przytomność.
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
— 420 —