Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.
—   423   —

mnie. — Byłem ci winien drobnostkę, ale teraz nie będziesz się uskarżał. Czy znasz to?
Przysunął mi skalp przed oczy, ten sam, który mu Winnetou zabrał. Wiedział zatem, że ja pchnąłem go nożem. Apacz nie wyjawił mu tego, to było pewne, gdyż nie wątpiłem, że na każde zapytanie odpowie dumnem milczeniem, ale Finnetey mógł mnie owego wieczora zauważyć przy świetle ogniska, albo rzucić na mnie okiem podczas zderzenia się ze mną. Gdy mu nie odpowiedziałem, mówił dalej:
— Doznacie wszyscy tego uczucia, które ogarnia człowieka, kiedy mu skórę ściągną na uszy. Zaczekajcie tylko trochę, dopóki dzień nie nastanie. Uradujecie się moją wdzięcznością!
— Nie będziecie mieli wielkiej przyjemności — rzekł Hawkens, nie mogąc wytrzymać, żeby mu coś nie powiedzieć. — Ciekawym, jaką skórę ściągniecie Hawkensowi na uszy. Wszak moja jest już w waszych rękach. Zrobił ją hairdresser. Jak wam się podobała robota, stary Yambariko?
— Przezywaj sobie! Znajdziemy jeszcze na tobie dość skóry do obdarcia — rzekł i dodał po zbadaniu naszych więzów:
— Nie przypuszczaliście pewnie, że Tim Finnetey zna waszą łapkę na myszy. Ja byłem w dolinie, zanim jeszcze ten pies, Firehand, oby dusza jego była potępiona, słyszał coś o niej i wiedziałem także, żeście się tu wybrali.
Dobył noża i potrzymał drewniany trzonek przed oczyma Sama. Rzuciwszy okiem na wcięte tam litery, zawołał Hawkens:
— Fred Owins? Był zawsze łotrem! Życzę mu, żeby sam tego noża skosztował.
— Niema obawy, człowieku! On myślał, że się tajemnicą wykupi, ale to nic nie pomogło; zabraliśmy mu życie i skórę z głowy zupełnie tak, jak to z wami się stanie. Tylko u was będzie odwrotnie: najpierw skóra, a potem życie.