Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
—   430   —

Tak rzeczywiście było. Pozbawieni dowódcy, któryby ich był zachęcił do oporu, albo przynajmniej uregulował ucieczkę, pędzili, mając ciągle dragonów w swoich tylnych szeregach, tą samą drogą napowrót. Wyglądało to tak, jak gdyby starali się uciec do naszej kotliny.
Teraz ruszyliśmy znowu pędem, mijając leżących na ziemi pozabijanych Indyan i doścignęliśmy dragonów na dość wielką jeszcze odległość przed bramą wodną.
Bardzo wiele zależało na tem, żeby dzikim nie dać usadowić się w skalnym przesmyku, lecz wedrzeć się tam wraz z nimi. W tym celu przynaglałem Swallowa do coraz szybszego pędu, przebiegłem obok szeregu ścigających i znalazłem się rychło obok Winnetou, który czyniąc straszne spustoszenie wśród uciekających, trzymał się ciągle ich grzbietów.
Ponkowie skręcili w lewo ku bramie, pierwszy z nich miał właśnie konia skierować już w przesmyk, kiedy wypadł zeń strzał i jeździec zsunął się na ziemię bez życia. Natychmiast huknął znowu strzał i drugi Indyanin