Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
—   440   —

osobę i to za jaką jeszcze! Ona nie boi się Indsmana i tak się umie obchodzić ze strzelbą, jak ja.
— Bardzo wierzę, ale gdy Indyanie zjawią się w wielkiej liczbie, to wtedy dzieje się wedle przysłowia: siła złego dwu na jednego.
— Well! Ale na to trzeba być tchórzem. Nie jestem takim sławnym westmanem jak wy i nie mam ani strzelby srebrzystej, ani sztućca Henry’ego, lecz strzelać umiem także. Nasze strzelby biją dobrze, a gdy drzwi zamknę, nie dostanie mi się do środka żaden czerwony. Gdyby ich stu było na dworze, wymietlibyśmy wszystkich jednego po drugim. Ale pst! To będzie Rollins.
Usłyszeliśmy tętent konia, który zatrzymał się zewnątrz przed drzwiami. Corner wyszedł, pomówił z jeźdźcem, a następnie wprowadził go do izby i nam przedstawił:
— To mr. Rollins, o którym wam mówiłem, pomocnik pedlara Bourtona.
Zwracając się zaś do przybyłego, dodał:
— Powiedziałem wam na dworze, że spotka was u mnie wielka niespodzianka. Myślę, że w słowach moich nie było przesady, bo ci dwaj gentlemani to Winnetou, wódz Apaczów i Old Shatterhand, o których niewątpliwie dużo już słyszeliście. Szukają mr. Bourtona, któremu chcą sprzedać mnóstwo skór i futer.
Handlarz był mężczyzną w średnim wieku o zupełnie przeciętnej powierzchowności, nie mającej w sobie nic uderzającego ani w dobrem, ani w złem znaczeniu. Postać jego nie wywoływała na pierwszy rzut oka ujemnego sądu, ale mimoto nie podobał mi się wyraz jego twarzy. Jeśli byliśmy istotnie tak wybitnymi ludźmi, jak powiedział Corner, to powinien się był ucieszyć spotkaniem z nami, oraz nadzieją dobrego zarobku. Tymczasem w jego rysach nie przebijała się ani radość, ani zadowolenie. Nawet wydało mi się, że zetknięcie się z nami jest mu nie na rękę. Łatwo jednak mogłem się pomylić, a to, co mi się w nim nie podobało, mogło być tylko rodzajem niepewności pomocnika handlarskiego wobec dwu słynnych westmanów. Te też przezwycięży-