Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
—   453   —

— Czy znajduje się tam z wojownikami?
— Jego tu niema.
— Moje przypuszczenie sprawdza się zatem, a mój brat Old Shatterhand także się tego domyślał. Sprężyną tego ruchu wrogiego jest ręka bladego. To nas usposabia pobłażliwiej. Jeżeli Siouksi Okananda nie chcą na swoim obszarze cierpieć bezprawnej osady bladych twarzy, to trudno im to brać za złe, ale do mordowania niema jeszcze powodu. Zamiar był, ale go nie wykonano, dlatego darujemy życie i wolność ich wodzowi, jeśli się zgodzi na warunki, jakie postawię.
— Cóż mam zrobić? — zapytał „Gniady Koń“.
— Przedewszystkiem musisz rozstać się z białym, który was uwiódł.
Ten warunek nie podobał się wprawdzie Okanandzie, ale przystał nań wkońcu po pewnem wahaniu. Kiedy potem spytał o drugi, otrzymał odpowiedź:
— Zażądasz od bladej twarzy, nazywającej się Corner, żeby kupił od was osadę, lub ją opuścił. Dopiero, gdy nie spełni żadnego z tych żądań, wrócisz z twoimi wojownikami, aby go stąd wypędzić.
Na to „Gniady Koń“ zaraz się zgodził, ale osadnik był temu przeciwny. Powoływał się na prawo osadnictwa i wygłosił długą przemowę, na którą Winnetou tak odpowiedział:
— Znamy blade twarze tylko jako rabusiów naszych krain. Co u takich ludzi jest ustawą, prawem lub zwyczajem, to nas nic nie obchodzi. Jeśli ci się wydaje, że możesz nam kraść ziemię, a potem zasłaniać się prawem przed karą, to już jest twoja rzecz. Uczyniliśmy dla ciebie, co było można, więcej od nas żądać nie możesz. Teraz Old Shatterhand i ja wypalimy kalumet z wodzem Okanandów, aby wynikom naszej narady nadać znaczenia.
Winnetou przybrał taki ton, że Corner przestał sprzeciwiać się w czemkolwiek. Apacz nałożył fajkę pokoju, poczem zatwierdzono umowę z „Gniadym Koniem“ wśród zwyczajnych, znanych już ceremonii. Że