Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.
—   455   —

rogiem ogrodzenia. My wyszliśmy także z domu, aby popatrzeć, czy rzeczywiście się oddalili. Przekonawszy się, że ich niema, byliśmy pewni, że drugi raz już nie wrócą. Wyprowadziliśmy więc konie z domu i położyliśmy się obok nich tam, gdzie pierwej. Tylko Rollins nie dowierzał Okanandom i poszedł za nimi, aby ich dłużej śledzić. Później okazało się, że uczynił to z innego powodu. Nie wiedzieliśmy, o którym czasie powrócił, ale kiedy wstaliśmy rano, był już na miejscu i siedział z gospodarzem na klocu, który służył jako ławka.
Corner powiedział nam „dzień dobry!“, które jednak nie brzmiało zbyt przychylnie. Był on na nas wściekły, bo miał przekonanie, że byłoby daleko lepiej dla niego, gdyby był, jak mówił, wymiótł czerwonoskórych. Teraz musiał albo odejść, albo zapłacić. Nie żałowałem go, bo poco wcisnął się na to terytoryum. Jak postąpionoby w Illinois, albo w Vermoncie, gdyby jaki Siouks usadowił się z rodziną w okolicy, któraby mu się spodobała i twierdził, że to jego własność?
Nie zważaliśmy na utyskiwania osadnika, lecz podziękowawszy za gościnę, odjechaliśmy.
Handlarz towarzyszył nam oczywiście, ale tak, jak gdyby do nas nie należał, bo nie jechał razem, lecz w pewnem oddaleniu za nami, jak podwładny, który chce okazać uszanowanie dla przełożonego. Nie wpadało to w oko, a było nam nawet na rękę, gdyż mogliśmy bez przeszkody rozmawiać z sobą i nim się nie zajmować.
Dopiero po kilku godzinach drogi przybliżył się do nas, aby z nami pomówić o przyszłym interesie. Dopytywał się o rodzaj i o ilość skór, które Old Firehand zamierzał sprzedać, a my odpowiedzieliśmy mu o tyle, o ile rozumieliśmy się na tem. Chciał się także dowiedzieć, gdzie czeka na nas Old Firehand, oraz jak przechowuje skóry. Mogliśmy i na to mu odpowiedzieć, ale nie uczyniliśmy tego, gdyż nie znaliśmy go, a jako westmani i myśliwcy nie mieliśmy zwyczaju mówić o kryjówkach, w których przechowuje się zapasy. Nie dbali-