nie rzekłszy do siebie ani słowa, nie okazawszy naszym prześladowcom ani śladu bolesnej miny, nie zdradziwszy cierpienia ani jednem głębszem westchnieniem. Co kwadrans przystępował do nas Santer i pytał, czy wskażemy mu drogę do kryjówki Old Firehanda, ale nie dostawał żadnej odpowiedzi. Wyglądało to tak, jak gdyby chodziło o to, kto ma więcej cierpliwości, on, czy my. Winnetou znał i rozumiał oczywiście nasze położenie taksamo jak ja.
Wtem około południa po jednem z daremnych zapytań, skierowanych do nas, usiadł Santer obok swoich trzech towarzyszy i zaczął się z nimi pocichu naradzać. Po krótkiej rozmowie rzekł tak głośno, żeśmy to usłyszeli:
— Ja sądzę także, że pewnie gdzieś tu w pobliżu się ukrywa, ponieważ nie udało mu się zabrać konia z sobą. Przeszukajcieno jeszcze raz dobrze tę okolicę! Ja zostanę tu, aby pilnować jeńców.
Miał na myśli Rollinsa, a ponieważ powiedział to głośno, przeto przejrzeliśmy odrazu jego zamiar. Chcąc rzeczywiście kogoś schwytać w pobliżu, nie mówi się o tem tak głośno, żeby to doszło do uszu szukanego. Wszyscy trzej oddalili się, pochwyciwszy za broń. Wtedy szepnął do mnie Winnetou zcicha:
— Czy się mój brat domyśla, co się teraz stanie?
— Tak.
— Złapią Rollinsa i sprowadzą tutaj.
— Całkiem pewnie. Uważają go za wroga, a potem się okaże, że to dobry znajomy Santera. On zapewne wstawi się za nami.
— A Santer zgodzi się po długiem wahaniu i puści nas wolno. Zrobią to zupełnie tak, jak się dzieje w wielkich wspaniałych domach bladych twarzy, zwanych teatrami.
— Santer jest oczywiście owym pedlarem, który się zwie teraz Bourton, a Rollins miał mu nas oddać w ręce. Jeśli jednak nie zdradzimy kryjówki Old Firehanda, będą musieli nas uwolnić, aby potem udać się za nami na poszukiwanie kryjówki. Dlatego Rollins nie został
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.
— 481 —