Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.
—   487   —

tać Santera. Jak zdaniem mego brata najpewniej dałoby się to uskutecznić?
— W każdym razie nie należy go wabić aż do Old Firehanda.
— Oczywiście. Będziemy jechali przez całą noc i wieczorem może staniemy w warowni. Ale przedtem się zatrzymamy. Rollins, jadąc za nami, będzie im potajemnie znaki zostawiał, za którymi oni podążą. Gdy nadejdzie czas odpowiedni, zrobimy Rollinsa nieszkodliwym i wrócimy przez pewną część drogi, aby na nich zaczekać na naszym tropie. Czy mój brat Shatterhand zgadza się na ten plan?
— Najzupełniej, bo wydaje mi się jedynym w tem położeniu. Santer jest pewien, że nas dostanie, a tymczasem wpadnie sam w nasze ręce.
— Howgh!
Winnetou wypowiedział tylko to jedno słowo, ale brzmiało w niem głębokie, nieskończone zadowolenie z tego, że ten, którego tak długo nadaremnie szukał, otrzyma nareszcie nagrodę za straszną krzywdę, wyrządzoną jego rodzinie.
Dzień wlókł się do wieczora jak ślimak, ale nareszcie się ściemniło, a wtedy usłyszeliśmy tętent kopyt końskich. Był to Rollins. Osadziwszy wierzchowca przed nami, zsiadł i rozwiązał nam pęta. Rozumie się samo przez się, że starał się przedstawić siebie w nakorzystniejszem świetle jako nasz wybawca i wmówić w nas, jak daleko musiał jechać z Santerem. Udaliśmy, że mu wierzymy, zapewniając go zarazem o naszej wdzięczności, przyczem jednak unikaliśmy przesadnych wyrażeń. Potem dosiedliśmy koni i odjechaliśmy zwolna.
On trzymał się oczywiście za nami. Słyszeliśmy, że dla pozostawienia śladów bardziej wyraźnych puszczał konia często w taniec. Kiedy później księżyc zaświecił na niebie, zauważyliśmy, że zatrzymywał się często w tyle, aby zerwać gałązkę i opuścić ją na drogę, albo jaki inny znak pozostawić.
Rano urządziliśmy krótki spoczynek, a w południe znowu. Chcieliśmy Santera, który mógł dopiero rano za