Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.
—   488   —

nami podążyć, dopuścić jak najbliżej do siebie. Następnie pojechaliśmy dalej jeszcze ze dwie godziny, dopóki nie znaleźliśmy się na połowie drogi do twierdzy. Wtedy nadszedł czas obliczenia się z Rollinsem. Stanęliśmy więc i zsiedliśmy z koni. Niewątpliwie wpadło mu to w oko, bo zapytał, zeskakując z konia:
— Czemu przerywamy jazdę znowu, panowie? To już dziś poraz trzeci. Do Old Firehanda już chyba niedaleko. Czy nie lepiej byłoby odrazu przebyć całą tę przestrzeń, zamiast rozkładać się tutaj na nocleg?
Milczący zwykle Winnetou odpowiedział:
— Old Firehanda nie wolno odwiedzać łotrom.
— Łotrom? Jak to wódz Apaczów rozumie?
— Sądzę, że ty nim jesteś.
— Od kiedy to Winnetou jest na tyle niesprawiedliwy, że lży wybawcę swojego życia?
— Wybawcę? Czy myślałeś naprawdę, że oszukasz mnie i Old Shatterhanda? Wiemy już wszystko, wszystko. Santer to pedlar Bourton, a ty jesteś jego szpiegiem. Przez całą drogę zostawiałeś im znaki, aby mogli znaleźć nas i kryjówkę Old Firehanda. Chcesz nas wydać Santerowi i powiadasz, że jesteś naszym wybawcą? Śledziliśmy cię tak, że tego nie zauważyłeś, ale teraz przyszedł czas na nas i na ciebie. Santer upomniał nas, żebyśmy z tobą załatwili rachunki wdzięczności. Teraz właśnie przystąpimy do tego.
To mówiąc, sięgnął ręką po Rollinsa, ten jednak pojął, o co chodzi, cofnął się i wskoczył błyskawicznie na konia, aby umknąć czemprędzej. Równie szybko pochwyciłem ja konia jego za cugle, a jeszcze prędzej wskoczył za nim Winnetou na siodło i ujął go za kark. Rollins uważał mnie za niebezpieczniejszego nieprzyjaciela dla tego, że trzymałem jego konia, wydobył przeto dwururkowy pistolet, wymierzył do mnie i wypalił. Ja schyliłem się, a równocześnie porwał Winnetou za broń. Huknęły oba wystrzały, ale mnie nie dosięgły, a w następnej chwili wyleciał Rollins na ziemię, zrzucony przez Winnetou z siodła. W pół minuty potem był związany