Pościg trzeba było rozpocząć nazajutrz rano, skoro tylko trop da się rozpoznać, a należało się spodziewać, że Winnetou podejmie się tego z całą zawziętością.
Księżyc był właśnie zaszedł, kiedy dostaliśmy się w pobliże Mankicili i wjechaliśmy w parów, gdzie w zaroślach stała zazwyczaj warta. Była tam i dziś wieczorem i zawołała na nas. Na naszą odpowiedź rzekł strażnik:
— Nie bierzcie mi tego za złe, że pytałem tak ostro! Musimy dzisiaj być ostrożniejsi niż zwykle.
— Czemu? — spytałem.
— Zdaje się, że się coś święci w pobliżu.
— Co takiego?
— Nie wiem dobrze. Musiało się jednak stać coś, gdyż mały człowiek, zwany Sam Hawkens, wygłosił długie kazanie, przybywszy do domu.
— Czy on wyjeżdżał?
— Tak.
— I jeszcze ktoś z nim?
— Nie, on sam.
A zatem słusznie się domyślałem, że sprytny zazwyczaj Sam popełnił głupstwo i uwolnił Rollinsa.
Przejechawszy przez parów i bramę skalną i znalazłszy się w warowni, dowiedzieliśmy się najpierw, że się stan zdrowia Old Firehanda pogorszył. Nie było wprawdzie niebezpieczeństwa, wspominam jednak o tem, gdyż z tego powodu rozłączyłem się z Winnetou.
Zarzucił on koniowi cugle na szyję i poszedł ku obozowemu ognisku, przy którem siedzieli obok Old Firehanda Sam Hawkens, Harry i oficer z fortu Wilke. Gospodarz otulony był kocami.
— Dzięki Bogu! Jesteście! — powitał nas przytłumionym głosem. — Czy znaleźliście pedlara?
— Znaleźliśmy i straciliśmy potem — odrzekł Winnetou. — Czy mój brat Hawkens dzisiaj wyjeżdżał?
— Tak — odrzekł Sam, nie przeczuwając niczego.
— Czy mały biały brat wie, czem jest?
— Westmanem, jeśli się nie mylę.
— Nie, mały brat nie jest westmanem, lecz głup-
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.
— 492 —