z pół godziny, aby przebyć milę. Spojrzawszy ponownie w dal, zobaczyłem z przerażeniem jeszcze cztery punkty, poruszające się w ślad za nim. Pierwszy jeździec był białym, czego niezbicie dowodziło jego ubranie. Czyżby tamci byli Indyanami, którzy go ścigali? Popatrzywszy przez dalekowidz, przekonałem się, że domysł mój był prawdziwy. Uzbrojenie i tatuowanie zbliżających się wskazywało na to, że to są Ogellallajowie, czyli członkowie najbardziej wojowniczego i najokrutniejszego plemienia Siouksów. Oni mieli konie znakomite, tymczasem koń białego wydawał się całkiem miernem bydlęciem. Biały zbliżył się wreszcie do mnie tak, że mu się mogłem szczegółowo przypatrzyć.
Był to człowiek chudy i nizkiego wzrostu, a na głowie miał stary kapelusz pilśniowy bez kresy. Okoliczność ta nie wpadłaby w oko na preryi, jako coś szczególnego, tu jednak odsłaniała brak, uderzający niezwy-
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.
— 3 —