Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

— No, to patrzcie na jedyny wyjątek w tym względzie, na moją Tony. Parskanie ostrzega wprawdzie pana, lecz równocześnie zdradza dwie rzeczy: gdzie jest pan i koń, oraz to, że pana ostrzeżono. Toteż oduczyłem tego moją Tony, a mądre zwierzę mnie pojęło. Puszczam ją zawsze wolno na paszę, a ona skoro tylko zwietrzy nieprzyjaciela, przychodzi do mnie i trąca mnie nozdrzami.
— A jeśli, jak dzisiaj, nic nie zauważy?
— Pshaw! Wiatr wieje prosto od Indyan. Pozwolę, żebyście mnie zastrzelili na miejscu, jeśli Tony każdego czerwonoskórca nie oznajmi na tysiąc kroków. Zresztą te draby mają oczy jak orły i mogą was zauważyć zdaleka, nawet gdy się położycie na torze. Zostańcie więc tutaj całkiem spokojnie, Charley!
— Dobrze. Zaufam raz waszej Tony tak samo, jak wy. Znam ją dopiero od niedawna, ale przekonałem się już prawie, że ona nie zawodzi.
Dobyłem znowu cygaro własnego wyrobu i zapaliłem. Sam rozwarł oczy, jak mógł najszerzej, a potem usta, nozdrza zaś rozszerzyły mu się i wciągały pożądliwie woń ziela, a na twarzy jego odmalował się zachwyt. Westman nie często kosztuje dobrego tytoniu, a paleniu oddaje się zazwyczaj namiętnie.
— O wonderfull...! Charley...! Czy to być może, macie cygaro?
— To się rozumie! Jeszcze jest z tuzin. Chcecie zapalić?
— Dawajcie! Jesteście zuch, dla którego należy mieć całą dynię[1] szacunku!
Zapalił podane mu cygaro, połknął indyańskim zwyczajem dym z kilku pociągnięć i wydmuchnął go potem z żołądka. Twarz miał przytem tak rozanieloną, jakby się dostał do siódmego nieba Mahometa.
— Hang sorrow, a to przyjemność! Czy mam zgadnąć, jaka to sorta, Charley?

— No, zgadnijcie! Jesteście znawcą?

  1. Traperskie określenie na „bardzo wiele“.