Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

pytaniami. Dopiero po napomnieniu konduktora nastał jaki taki spokój.
— Czy wieziecie złoto i srebro? — zapytałem konduktora.
— Kto to powiedział?
— Indyanie. Dowodzi nimi biały busheader, któremu oni obiecali wszystek kruszec jako udział w zdobyczy, a resztę wraz ze skalpami mają wziąć czerwoni.
— Ach! Skąd ten łajdak mógł się dowiedzieć, jaki mamy ładunek?
— Zdaje się, że od jakiegoś urzędnika, chociaż nie wiem, w jaki sposób.
— Już my to z niego wydobędziemy, byleśmy go tylko dostali żywcem w nasze ręce, czego sobie bardzo życzę. Ale podajcie, master, swoje szanowne nazwisko ażebyśmy wiedzieli, jak do was mówić.
— Mój towarzysz nazywa się Sans-ear, a ja...
— Sans-ear? Do stu piorunów, to tęgi zuch, który w tej sprawie potrafi zdziałać tyle, co tuzin innych! A wy?
— Mnie na preryi nazywają Old Shatterhand.
— Old Shatterhand, którego przed trzema miesiącami w Montanie ścigało stu Siouksów, który całą przestrzeń Yellow-Stone od Śnieżnej Góry aż do fortu Union przebiegł na łyżwach śniegowych w przeciągu trzech dni?
— Tak.
— Sir, słyszałem o was niejedno i cieszę się, że was dzisiaj spotykam! Ale to szczególne! Czy nie ocaliliście już swego czasu pociągu, który chciał zniszczyć Paranoh, biały wódz Siouksów?
— Ocaliłem rzeczywiście. Był ze mną wtedy Winnetou, wódz Apaczów i najsłynniejszy Indyanin, jak daleko sięga prerya! Czas jednak, sir, coś postanowić. Indyanie wiedzą dokładnie, kiedy pociąg ma nadejść i mogliby się czegoś domyślić, gdybyśmy się dłużej ociągali.
— Macie słuszność! Przedewszystkiem więc trzeba nam wiedzieć, jakie zajmują stanowiska. Kto chce uderzyć na nieprzyjaciela, musi znać zarządzenia, jakie on poczynił.