— Mówicie, jak wielki dowódca, sir. Niestety nie mogę wam dać odpowiednich wyjaśnień. Chcąc was ostrzec, nie mogłem czekać, dopóki Indyanie się nie ustawią. O tem wszystkiem dowiemy się od mego towarzysza. Prosząc was o to, żebyście coś postanowili, chciałem się tylko dowiedzieć, czy jesteście skłonni podjąć z nimi walkę, czy też nie.
— Naturalnie, naturalnie, że ich zaatakuję — odrzekł skwapliwie. — Mam przecież obowiązek popsuć tym ludziom raz na zawsze apetyt na nasze towary. Wy i wasz towarzysz to za mało na sześćdziesięciu Indyan, nie powinniście wcale puszczać się na...
— Pshaw, sir! — wpadłem mu w słowo. — Co nam wolno, a czego nie wolno, to wiemy lepiej od innych. Sans-ear zdmuchnął dzisiaj rano w biały dzień czterech czerwonych w przeciągu dwu minut, a ja powiadam, że bez waszej pomocy wyślemy kilka tuzinów Ogellallajów do wiecznych ostępów. Mniej tu chodzi o liczbę, a więcej o inne rzeczy, które trzeba mieć w pięści i w głowie. Jeśli wystrzelę z mego sztućca w ciemności dwadzieścia pięć razy bez nabijania, to Indyanie nie będą wiedzieli, czy stoi przeciwko nim dwu, czy dwudziestu. Słuchajcie, ludzie, czy są którzy z was uzbrojeni?
Pytanie to było właściwie zbyteczne. Wiedziałem, że każdy z tych ludzi nosił z sobą coś na kształt strzelby, lecz konduktor zrobił taką minę, jak gdyby chciał objąć kierownictwo, a do tego ja dopuścić nie mogłem. Aby poprowadzić nocny atak na Indyan, do tego trzeba było czegoś więcej, aniżeli to, co mógł zdziałać urzędnik kolejowy, choćby nawet był dzielny i odważny. Na moje pytanie odpowiedziano powszechnem: tak, a konduktor dodał:
— Mam między podróżnymi szesnastu robotników kolejowych, którzy umieją doskonale obchodzić się ze swemi strzelbami i nożami, oraz dwudziestu wojskowych, jadących do fortu Palwieh i uzbrojonych w strzelby, rewolwery i noże. Oprócz tego jest tu jeszcze kilku gentlemanów, którym będzie przyjemnie poskrobać trochę
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.
— 41 —