Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

coś mądrego. Gorąco podwoiło się teraz raczej, niż zmniejszyło.
— Gorąco się wzmogło, a z niem rozwinie się elektryczność!
— Daj mi naprzykład spokój z elektrycznością! Nie mogę jej ani zjeść, ani wypić i nie wiem wogóle, co to za kreatura.
— Niebawem ją usłyszysz, gdyż wkrótce zerwie się burza, może nawet z piorunami.
— Przestańże! Biedny Charley, dostałeś naprawdę bzika!
Spojrzał na mnie z wyraźnym i poważnym niepokojem. Ja zaś wskazałem ręką ku górze, pytając:
— Czy widzisz te zbliżające się pary wodne?
— Do stu piorunów, Charley! Na końcu gotów jestem przypuścić, że nie zwaryowałeś!
— Pary utworzą chmurę, która musi się gwałtownie wyładować.
— Charley, jeśli to się sprawdzi, to ja jestem osłem, a ty najmędrszym człowiekiem w Stanach Zjednoczonych i poza niemi!
— To za wiele, mój Samie! Widziałem taki pożar na Florydzie i tutaj zastosowałem poprostu ten środek, ponieważ sądzę, że nie zaszkodzi nam odrobina deszczu. Popatrz, oto masz już tę chmurę. Skoro tylko kaktusy się spalą, zacznie się burza, a jeżeli nie wierzysz, to przypatrz się tylko swojei Tony, jak wywija ogonem i wyrzuca nozdrzami! Mój mustang także wietrzy już deszcz, który, co prawda, nie rozszerzy się o wiele dalej jak na przestrzeń pożaru. Chodźcie naprzód, żeby na nas dobrze spadł!
Poszliśmy pieszo, chociaż mogliśmy już pojechać, gdyż zwierzęta okazywały żwawość, jak na swe siły niezwykłą i pchały się poprostu naprzód. Instynktem poczuły, że znajdą upragnione orzeźwienie.
Proroctwo moje spełniło się rzeczywiście. W pół godziny potem rozszerzyła się owa mała chmura tak dalece, że całe niebo nad nami wyglądało czarno. Naresz-