Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

Ten puścił się pędem, a my ruszyliśmy za nim dobrym krokiem. Skoro tylko Marshall poznał służącego, zniknęła jego nieufność, towarzystwo zaś zsiadło z koni i oczekiwało nas w pokojowej postawie. Bob tylko cokolwiek biegł przodem, dla tego usłyszeliśmy, co oznajmił głośno jubilerowi:
— Nie strzelać, nie kłuć; bardzo dobrzy, piękni ludzie; massa Charley, który zabija tylko Indsmen i łotrów, ale pozwala żyć gentlemanom i murzynom!
— Charley! Czy to być może? — zawołał zaskoczony niespodzianką Marshall i spojrzał bystro ku mnie.
W ojczyźnie jego ubierałem się bardziej getlemanlike, aniżeli to na sawannie jest możliwe. Twarzy z małą bródką niełatwo poznać po kilku miesiąch z poza dziko wyrosłej, pełnej brody, a ponieważ nie widział mnie jeszcze nigdy w mojej obecnej powłoce, przeto nie wziąłem mu tego za złe, że nie poznał mnie odrazu zdaleka. Teraz jednak w oddaleniu trzydziestu długości konia przekonał się, że Bob miał słuszność. W jednej chwili stanął obok i podał mi z konia rękę.
— Charley, czy to prawda? Czy to wy rzeczywiście? Wszak wybraliście się byli do fortu Benton i w Góry Śnieżyste! Skąd zeszliście tu na Południe?
— Byłem i tam, Bernardzie, ale wydało mi się tam za zimno, dla tego zesunąłem się nieco niżej, a teraz witam was w Estaccado! Może mnie przedstawicie swoim towarzyszom?
— Oczywiście! Charley, zapewniam was, że tysiąc dolarów nie sprawiłoby mi takiej przyjemności jak wasza obecność. Zsiądźcie i przystąpcie bliżej!
To rzekłszy, zaznajomił mnie ze swoimi ludźmi, a potem zarzucił mnie tysiącem pytań, na które odpowiadałem, jak mogłem. Towarzystwo jego składało się z samych Jankesów, pięciu wojażerów z Towarzystwa dla sprzedaży futer i z trzech ludzi, tak obwieszonych bronią, że trudno było uważać ich za westmanów. Ja przypuszczałem, że to są pewnie owi wspomniani przez Boba kupcy. Oni jednak wyglądali raczej na awanturników, uda-