Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
—   95   —

Bylibyśmy zginęli z pragnienia tam, gdzieście nas spotkali.
— Nie bylibyście zginęli z pragnienia, lecz z ręki morderców. Przypatrzcie się tylko derkom tych, tak zwanych, wojażerów; pod niemi znajdują się jeszcze pełne wory z wodą. Oni nie cierpieli najmniejszego pragnienia. Byłbym ich bezwarunkowo wystrzelał, gdybym nie czuł wstrętu do przelewu krwi ludzkiej. Jak się nazywa najmłodszy z nich, który wczoraj stał na straży razem z Wiliamsem?
— Meercroft.
— Zapewne także przybrane nazwisko. Ten łotr wydaje mi się, pomimo swego młodego wieku, najbardziej podejrzanym. Odnoszę nawet wrażenie, że podobną twarz już gdzieś widziałem w niezbyt zachęcających okolicznościach. Biada im, jeśli w oznaczonym czasie nie dostaniemy się nad rzekę! Teraz podajcie mi bliższe szczegóły zamordowania i ograbienia waszego ojca!
— Niema żadnych bliższych szczegółów. Allan udał się do Francisko po zakupy złota, a my zostaliśmy we czwórkę z Bobem i gospodynią, ponieważ robotnicy i pomocnicy mieszkali poza domem. Ojciec stale wychodził wieczorem, jak o tem wiecie, aż pewnego pięknego poranku znaleźliśmy jego trupa w zamkniętej sieni, pracownia zaś i sklep były otwarte, a wszystko, co przedstawiało jakąś wartość, zniknęło. Ojciec nosił przy sobie zawsze klucz, którym odmykało się wszystkie drzwi. Ten klucz po zamordowaniu zabrano ojcu i dokonano przy jego pomocy rabunku.
— Nie nasunęło się wam żadne podejrzenie?
— Tylko jeden z pomocników mógł wiedzieć o kluczu, wszelkie jednak policyjne śledztwa nie przyniosły żadnego wyniku. Pomocników oddaliliśmy, a oni zniknęli gdzieś bez echa. Pomiędzy zrabowanymi klejnotami znajdowały się znaczne depozyty, za które musiałem zapłacić. Pozostała kwota wystarczyła mi zaledwie na podróż do Kalifornii w celu odszukania brata, o którym nagle wszelkie wieści ucichły.