Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

— Więc nie spodziewacie się pochwycić kiedyś złodzieja i odebrać przynajmniej części własności?
— Bynajmniej! Sprawcy są pewnie razem ze swą zdobyczą już poza granicami kraju, a chociaż umieściłem ogłoszenie o tym strasznym wypadku we wszystkich większych gazetach Europy i Ameryki i dodałem dokładny opis zrabowanych przedmiotów, mimoto na nic mi się to nie przyda, gdyż wytrawny złoczyńca znajdzie dość środków i dróg do zabezpieczenia się przed pościgiem.
— Chciałbym przeczytać to ogłoszenie!
— Możecie! Noszę przy sobie numer „Morning Heralda“, aby mieć pod ręką to ogłoszenie na wszelki wypadek.
Wydobył z kieszeni gazetę i podał mnie. Jadąc dalej, przeczytałem opis i wpadłem w podziw znowu nad jednem z owych wyższych zrządzeń, które niedowiarkowie nazywają przypadkiem. Skończywszy czytać, złożyłem papier i oddałem Marshallowi, mówiąc:
— A coby było, gdybym sprawcę, a przynajmniej jednego ze sprawców dokładnie wam oznaczył?
— Wy, Charley? — zapytał pośpiesznie.
— I dopomógł wam do odzyskania przynajmniej części straty?
— Nie róbcie lichych żartów, Charley! Wy znajdowaliście się na preryi wówczas, kiedy czyn popełniono. Jakże potrafilibyście dokonać tego, co nie udało się ludziom, dotkniętym tem najbliżej?
— Bernardzie, jestem człowiek prosty, ale szczęśliwy ten, kto z młodych lat zdołał ocalić i zachować aż do poważnego wieku męskiego swoją wiarę dziecięcą. Jest oko, czuwające nad wszystkiem, i ręka, która najgorsze zamiary zamienia dla nas w dobre, a dla tego oka, dla tej ręki leżą Louisville i sawanna blizko siebie. Popatrzcie na to!
Wydobyłem i podałem mu sakiewkę. On wziął ją z gorączkowem podnieceniem, a gdy ją otwierał, ręce mu