Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —
łem między zęby. Następnie własnem jego lassem skrępowaliśmy mu ręce i nogi i w tym stanie przywiązali do krzaku.
Potem udaliśmy się do wejścia, gdzie ja odsunąłem trochę na bok gałęzie dzikiego chmielu. Wiliams siedział przy ogniu i piekł kawałek mięsa. Był zwrócony do mnie plecyma, dzięki czemu mogłem się do niego zbliżyć niepostrzeżenie.
— Trzymajcie wyżej, master Wiliams, bo przypalicie! — odezwałem się nagle.
Stakeman odwrócił się, a skoro mnie poznał, wprost nie mógł się ruszyć z miejsca.
— Dobry wieczór! Omal że nie zapomniałem przywitać się z wami, a gentlemanom waszego pokroju należy się nie byle jaka grzeczność.