Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

Z podartego koca sporządziliśmy przedtem rodzaj lontu, ażeby go można było zapalić i usunąć się z tego miejsca, zanimby płomień doszedł do prochu. Należało się także spodziewać wybuchu, ponieważ włożyliśmy byli do koca mnóstwo naboi. Zapaliwszy więc lont, wziąłem konia za cugle i wyprowadziłem ścieżką na preryę. Przy ostatnich zaroślach wskoczyłem na siodło. Wtem dał się słyszeć straszny huk i trzask. To dowodziło, że ogień dosięgnął zawiniętych w kocu naboi. Ścisnąłem konia ostrogami i odjechałem tak szybko, jak na to ciemność pozwalała, aby się wydostać z kręgu światła płonącej kryjówki. Ogień pochłonął całe mienie stakemanów, zagrabione nieszczęśliwym podróżnym Estaccada.