w zatarg z cywilizacyą, zakrada się Indyanin, wypowiadający wojnę całemu światu, ponieważ cały świat stara się jego zniszczyć. W tych okolicach wychyla się z pomiędzy gałęzi czapka futrzana trapera, to znowu szeroki sombrero[1] Meksykanina, to wreszcie kłąb czupryny dzikiego. Czego oni chcą tutaj? Co ich gna między te zamknięte wyżyny? Na to istnieje tylko jedna odpowiedź: wrogie usposobienie względem ludzi i zwierząt, walka o byt, który nie zawsze można nazwać godnym tej walki.
W dole na równinie stykają się z sobą krainy Apaczów i Komanczów, a na tem pograniczu dokonywują się bohaterstwa, o których milczy historya. Z powodu starć tych wojowniczych ludów udaje się w góry niejeden rozbity oddział i musi walczyć tu stopa za stopą z potęgami, których pokonanie wydaje się niemożliwością.
Rio Pecos wytryska w Sierra Jumanes, płynie z początku w kierunku południowo wschodnim, a wchodząc potem w Sierra Rianca, zwraca się wprost na południe. Opuszczając to pasmo, zakreśla na zachód wielki łuk, ujęty po prawej i lewej stronie przez góry, które odstępują od siebie po obu brzegach na tyle, że wzdłuż rzeki ciągnie się to szerszy to węższy pas preryi, pokryty bujną trawą, niknącą dopiero w borze, który spływa ze wzgórz.
Jest to wysoce niebezpieczny teren. W prawie nieprzerwanych ścianach gór mało gdzie przebija się szczelina lub parów, a kto tu spotka się z wrogiem, nie zdoła go wyminąć, jeśli nie zechce zostawić konia, bez którego zginąłby może tak samo.
Dostaliśmy się do tej doliny, którą już dawniej raz przejeżdżałem, jednakże w liczniejszem i pewniejszem towarzystwie. Teraz było nas tylko czterech, a siły nasze osłabiała konieczność pilnowania jeńca, który wprawdzie okazywał nadzwyczajne posłuszeństwo, ale bardzo łatwo mógł chować zdradę w sercu.
- ↑ Kapelusz z szerokiemi kresami.