Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

— Tak.
— Słyszałem, że wodzowie zawsze jeżdżą na siwkach.
— Na siwkach, hi! hi! hi! — zaśmiał się Sam.
— Fałszywie wam powiedziano, Bernardzie! — rzekłem. — W starym kraju zdarza się, że wódz jeździ na siwym koniu, ale tu nie. Indyanin nie lubi wogóle jasnych maści u konia i już na polowaniu nie może używać siwka, ponieważ biel odstrasza zwierzynę. Tylko w zimie, kiedy ta barwa na tle śniegu jest zarazem maską, dosiada czasem przy pewnych przedsięwzięciach siwego konia i narzuca na siebie białą opończę. Ja sam próbowałem już tego z dobrym skutkiem na Północy.
Tymczasem wszystkie konie weszły już były w wodę, a chociaż rzeka miała tu wielki spad, trzymały się przecież tak dzielnie, że wylądowały po drugiej stronie zaledwie o kilka łokci niżej.
Z prawdziwą ulgą na sercu odetchnęło całe nasze towarzystwo, gdyż niebezpieczeństwo groziło niemałe. Sam pogłaskał klacz swoją po szyi, mówiąc:
— Jak sądzisz, stara Tony? Co byłoby, gdyby czerwoni dzisiaj byli obcięli mnie uszy, a tobie ogon? Tak, tak, to się już dawniej stało! Lecz, Charley, co będzie naprzykład z Patrikiem i jego stakemanami? Wszak jego trop zobaczą Indyanie napewno!
— Nic mu nie zrobią — odrzekł Hoblyn.
— Nic? A to czemu?
— Bo go znają. To są Komancze z plemienia Rakurrojów. Kapitan i on palili z nimi fajkę pokoju, gdyż wiele z tego, co nam zostawało, sprzedawaliśmy im przeważnie.
— To źle, bo w takim razie gotów jeszcze coś z nimi wspólnie przedsięwziąć.
— Musimy cierpliwie przeczekać to wszystko, Samie — pocieszałem go. — Nie weźmie on ich chyba z sobą na dolinę. Z uprzejmości może spędzić z nimi kilka godzin, aby z wodzami wypalić kalumet, a potem znów będzie panem siebie.
Podszedłem na skraj lasu i wystawiłem głowę, ażeby