Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.
—   135   —

czej ocalić, dla tego musiałem mu powiedzieć, gdzie przechowywano klucz od sklepu.
— Czy wiedzieliście, po co chciał się tam dostać?
— Tak. Mieliśmy się podzielić zdobyczą i udać się potem do Meksyku. Przedtem jednak musieliśmy się rozłączyć z ostrożności przed pościgiem, on zaś oznaczył mi czas spotkania w Austin.
— Czy zdradziliście mu, że pryncypał zawsze klucz nosił przy sobie?
— Tak, lecz nie przypuszczałem, że Patrik go zamorduje, gdyż zapewniał mię, że go tylko ogłuszy. Obaj więc zaczailiśmy się, ale on, zamiast tylko ogłuszyć pryncypała, przebił go nożem. Potem otworzyliśmy bramę i położyliśmy zwłoki w sieni. Znalezione mienie rozdzieliliśmy zaraz pomiędzy siebie.
— On zabrał dyamenty, a wy resztę?
— Tak się stało. Mnie, jako zawodowcowi, nie trudno było zamienić moją część, oczywiście ze stratą, na pieniądze...
— A teraz... Ach zgaduję! Owe pieniądze odebrał wam Morgan?
— Niestety!
— Jak mogliście być na tyle nieoględnym, żeby sądzić, iż taki zły człowiek postąpi z wami uczciwie? Wszak łatwo było sobie wyobrazić, że on tylko na to wyprowadził was tutaj, ażeby bezkarnie stać się panem całego łupu. W jaki sposób pozbawił was pieniędzy?
— Wczoraj wieczorem odbywał on straż, a ja spałem mocno. Wtem uczułem, że mnie ktoś dotknął i zbudziłem się jeszcze wczas, bo Morgan zabrał mi już był broń i pulares i zamierzał wbić mi nóż w serce. Strach dodał mi sił. Odepchnąłem napastnika na bok, zerwałem się i uciekłem. On puścił się za mną w pogoń, ale z powodu ciemności nie mógł mnie schwytać. Biegłem przez całą noc, gdyż przypuszczałem, że pójdzie moim śladem, skoro tylko dzień nastanie. Dopiero niedawno ośmieliłem się tutaj ukryć, aby się trochę przespać, lecz to mi się nie udało, gdyż przechodzili tędy