— To wszystko jedno — rzekł Sam. — Jeśli są na takiej drodze, to po jakiego licha troszczyliby się naprzykład o nas i o stakemanów?
— Ja także nie chciałbym plamić się krwią bezpotrzebnie — dodałem od siebie.
— Niechaj moi biali bracia czynią, co im się podoba — rzekł Apacz. — Ja twierdzę, że moi bracia oszczędzają wroga, który jest rozbójnikiem i mordercą i oddadzą za to krew własną. Apacz powiedział. Howgh!
Było mi właściwie przykro, że musiałem sprzeciwiać się znakomitemu Apaczowi, lecz dzisiaj popłynęła już krew jednego człowieka, a nie mogłem znowu pogodzić się z tem, żeby zwracać broń choćby przeciwko mordercy, jeśli nie nakazywała tego konieczność dozwolonej obrony własnej.
Te myśli mię jeszcze zaprzątały, kiedy od obozu Komanczów zabrzmiały okrzyki, które świadczyły, że zaszło tam coś niespodziewanego i niezwykłego. Spostrzegliśmy, że na kapitanie i jego towarzyszu także wywarło to silne wrażenie. Ja pomknąłem prędko łukiem na skraj lasu, aby się dowiedzieć o przyczynie tego zgiełku.
Dostawszy się na miejsce, skąd roztaczał się przedemną swobodny widok, ujrzałem Komanczów, stłoczonych nad brzegiem i przypatrujących się jakiemuś przedmiotowi, którego nie mogłem rozpoznać. Po jakimś czasie wrzucono go znowu do wody, a wszyscy wojownicy utworzyli krąg dokoła wodzów i obudwu białych. Potem nagle wszyscy dosiedli koni i ruszyli w dalszą drogę. Wtedy ja powróciłem do swoich.
— Co się tam stało? — zapytał Bernard.
— Znaleźli coś w rzece, może trupa Holferta.
Winnetou zaczął uważnie przysłuchiwać się naszej rozmowie, gdyż obecność nasza byłaby zdradzona, jeśliby się nasze domysły sprawdziły.
— Czy mój biały brat sądzi, że człowiek nieżywy może tak daleko popłynąć?
— To zależy od pewnych warunków. Rzeka jest
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —