I teraz nie podniósł się nikt dla obrony stakemana, wobec czego Winnetou mówił dalej:
— Ale nie zginą z ręki uczciwego męża, lecz tego, którego jeszcze mamy osądzić. Jak się nazywa ten człowiek?
— Patrik.
— Zdjąć z niego więzy, a on niech wrzuci stakemanów do wody! Żadna broń nie śmie ich dotknąć, niechaj utoną w wodzie!
Bob rozwiązał Patrika, a ten wykonał dany sobie rozkaz z gotowością, jaką okazać może tylko bardzo zatwardziały grzesznik. Widział, że jest zgubiony, a odczuwał widocznie przyjemność z tego, że przedtem na swych towarzyszach spełni urząd kata. Skazańcy byli tak związani, że nawet nie próbowali się opierać. Ja odwróciłem głowę, by nie patrzeć na to miejsce, gdzie dwu ludzi miało zginąć dziesięćkrotnie zasłużoną, lecz gwałtowną śmiercią,
W dwie minuty było po wszystkiem. Patrik pozwolił się znowu związać, bo nie pozostawało mu nic innego w jego położeniu.
— Któż są te dwie blade twarze? — zapytał Winnetou.
— Ojciec i syn.
— Jakie zbrodnie zarzucają im moi bracia?
— Ja — odrzekł Sam — oskarżam ich o mord, popełniony na mojej żonie i mojem dziecku.
— Ja oskarżam starszą bladą twarz o to, że zamordowała mego ojca — dodał Bernard.
— A ja go oskarżam za rozbójniczy napad na pociąg i zabicie jednego urzędnika kolejowego — dokończyłem ja. — Syna jego oskarżam o zamach morderczy na mnie i na was. Te zbrodnie wystarczą na ich potępienie, choć możnaby ich więcej przytoczyć.
— Mój brat słusznie powiedział: to wystarczy. Niechaj umrą, a czarny mąż ich zabije!
— Stój! — zawołał Sam. — Do tego nie dopuszczę ja, który ścigałem ich od wielu lat. Krzywda, którą oni mnie wyrządzili, jest ich najdawniejszą zbrodnią. Ży-
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —