łem. Stałem wprawdzie, a raczej leżałem w przededniu ważnych wypadków, ale noc nieprzespana na nicby mi się była nie przydała. Dlatego dopiero rano zbudziło mnie jakieś krząkanie. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem znowu starą Indyankę, jak roznieciwszy ogień, postawiła nad nim znany już garnek.
Ona pełniła swoje obowiązki w milczeniu, nie rzuciwszy nawet okiem na mnie, ja zaś nie miałem powodu skarżyć się na tę obojętność. Spożywszy śniadanie z niemniejszym apetytem, jak poprzednią wieczerzę, postanowiłem wyjść przed namiot. Zaledwie jednak wychyliłem głowę przez drzwi, skoczył ku mnie jeden ze strażników z włócznią, jak gdyby mię chiał na nią nadziać.
Na to nie mogłem oczywiście pozwolić, jeśli nie chciałem raz na zawsze utracić swojej powagi wobec moich gospodarzy, ująłem przeto włócznię oburącz tuż przy grocie, odepchnąłem ją od siebie, a potem znowu przyciągnąłem tak nagle, że czerwony wojownik nie zdołał jej utrzymać, lecz puścił ją i padł jak długi tuż pod moje stopy.
— Uff! — ryknął, zrywając się i chwytając za nóż.
— Uff! — powtórzyłem ja także, dobywając noża, a lewą ręką wrzucając włócznię do namiotu.
— Niech mi blada twarz odda włócznię!
— Niech ją sobie czerwonoskóry sam weźmie!
Z miny jego poznałem, że mu się moja rada nie wydała bezpieczną, ani dobrą, wnet jednak otrzymał pomoc w drugim strażniku, który tymczasem obszedł dokoła namiotu i rozkazał szorstko:
— Niech biały mąż wejdzie do środka!
On także przysunął mi włócznię tak blizko do twarzy, że nie mogłem oprzeć się pokusie, by nie powtórzyć z nim poprzednio wykonanego szczęśliwie eksperymentu. W jednej chwili leżał on w tem samem miejscu, co pierwszy strażnik, a włócznia jego wpadła również do namiotu. Ale tego im już było za wiele. Wydali okrzyk, który poruszył cały obóz.
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —