Drogą przez Rio Colorado przebyliśmy szczęśliwie obszary Pahuta i zbliżaliśmy się do wschodnich odnóży gór Newada, gdzie nad jeziorem Mona zamierzaliśmy zatrzymać się na kilkudniowy spoczynek. Od kraju Komanczów aż do tych okolic jest nieco daleko. Trzeba było przejechać przez nieskończone napozór sawanny, niebotyczne góry, a potem słone szerokie płaszczyzny pustyni. Chociażby więc konie i jeźdźcy byli bardzo silni, to przecież takie niewywczasy nie pozostają bez wpływu u zwierząt i ludzi.
Co zniewalało nas do odbycia tej dalekiej drogi, na której leżała przed nami Kalifornia? Po pierwsze chciał Bernard Marshall szukać tam swojego brata; po wtóre spodziewaliśmy się, że obydwaj Morgani udali się do tego kraju złota, utraciwszy tak nagle nad Rio Pecos swoją zdobycz.
Był słuszny powód do tego przypuszczenia.
Kiedy wówczas wyjechaliśmy ze wsi Komanczów, nie przerywaliśmy jazdy przez cały wieczór i całą noc, a nazajutrz w południe ujrzeliśmy przed sobą górną Sierra Guadelupe. Klacz Sama i człapak Winnetou trzymały się doskonale pomimo ogromnego wysiłku, a tamte konie były tak rzeźkie, żeśmy się nie obawiali o nie. I Guadelupe zostawiliśmy za sobą, nie zauważywszy ani