i zobaczcie, kogo prowadzę! — zawołał ranchero donośnym głosem, zwracając się do głównego budynku.
Na ten okrzyk wybiegły z nadzwyczajnym pośpiechem dwie niewiasty, panie, a nawet, jak słyszeliśmy, sennora i sennorita, nasza jednak dziewka od krów wyglądałaby przy nich jak dama. Obie były bose i z odkrytemi głowami, a czy osobliwa plątanina na ich głowach była włosami, tego na razie rozróżnić nie mogłem. Krótkie spódnice sięgały im do kolan, a dalej zasłaniał nogi brud, który wyglądał jak buty z cholewami. Górną cześć ciała okrywała tylko koszula, biała może przed laty, ale wówczas podobna do ścierki, której używano do czyszczenia kominów.
Obie kobiety wypadły na próg i wytrzeszczyły na nas oczy, otwarłszy przytem szeroko usta.
— Kogo nam tu sprowadzacie, don Fernando de Venango e Colonna? — krzyknęła starsza. — Ileż to będzie roboty, gdy pięciu całkiem nieznanych gości zechce jeść i pić, grać, palić i spać! Tego ja nie zniosę, nie zgodzę się na to. Wolę uciec i zostawić was z całą waszą zgrają w tym nieszczęsnym ranchu. Żałuję teraz, że dałam się wam namówić do opuszczenia mego pięknego San Jose.
— Ależ matko, czy nie widzisz, że ten don taki podobny do naszego don Allana? — rzekła młodsza, wskazując na Marshalla.
— Niechaj sobie będzie podobny, albo nie! — odpowiedziała tamta, rozgniewana, że wstrzymano potok jej wymowy. — Kto są ci ludzie, kto będzie koło nich chodził? Ja, a nikt inny. A to coś znaczy, jeśli się ma do czynienia z tak olbrzymiem gospodarstwem, jak nasze. Już i tak często głowy swojej nie czuję, a tu zjawia się jeszcze pięciu obcych gości!
— Ależ sennoro Eulalio, to nie są bynajmniej goście! — przerwał jej ranchero.
— Nie goście? A cóż, don Fernando de Venango e Colonna?
— Jeńcy, sennoro Eulalio!
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —