Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.
—   224   —

— Winnetou.
— Winnetou? To nazwisko skradzione, gdyż nosi je właściwie wódz Indyan najsłynniejszy ze wszystkich, jacy są. A ty?
— Marshall.
— Widzisz, ten ma swoje nazwisko! — wtrąciła pospiesznie sennorita, zwracając się do matki.
— To nazwisko jankesowskie — zauważył ranchero — a one wszystkie do niczego. A ty?
— Sans-ear.
— Także skradzione, gdyż tak się nazywa myśliwiec, znany wszędzie jako najdzielniejszy wróg Indyan. A ty?
— Old Shatterhand.
— Także nieprawnie przywłaszczone. Z tego widzę, że nietylko jesteście rozbójnikami, ale także zuchwałymi kłamcami.
Teraz ja postąpiłem cokolwiek naprzód i stanąłem tuż przy tym wakerze, który wlókł po ziemi Bernarda, za co zasłużył na pamiątkę.
— My nie kłamiemy. Czy mam to udowodnić?
— Udowodnij!
W tej chwili spadła moja zaciśnięta pięść na głowę wakera, który runął bez wydania głosu z siebie.
— Czy to nie jest ręka grzmocąca?
— Trzymaj mnie, Almo, bo mdleję, wiatry mię rozbierają, dostałam tężca! — zawołała sennora Eulalia, otworzyła ramiona i upadła zacnemu don Fernandowi na piersi.
On chciał się zerwać, lecz nie mógł się uwolnić od miłego ciężaru, który się mocno trzymał jego osoby. Pozostały mu więc jako jedyny środek obrony krzyk i przekleństwa, w czem wtórowała mu sennorita Alma. Meksykanin walczy bardzo dobrze na koniu, lecz tem gorzej pieszo, a wakerowie nie stanowili od tej reguły wyjatku, albowiem nie wiedzieli, co począć, kiedy towarzysze moi podnieśli broń, jakby na znak, że gotowi mnie bronić.