Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.
—   240   —

kuszu papieru dostrzegłem dwa szkice. Jeden z nich miał przedstawiać kocura, albo głowę starej kobiety bez czepca, drugi zaś był napewno zoologicznej natury, tylko nie mogłem określić bliżej tego przedmiotu. Był to albo potwal w homeopatycznem ścieńczeniu, albo tasiemiec w mikroskopowem zgrubieniu.
Skłoniłem się bardzo głęboko i uniżenie. Zdawało się, że donna Elwira tego nie zauważyła, bo patrzyła sztywnie w jeden punkt powały, na którym ja nic zgoła nie widziałem. Nagle odwróciła głowę szybkim ruchem i zapytała:
— Jak daleko jest księżyc od ziemi?
To pytanie nie było dla mnie niespodzianką, gdyż spodziewałem się jakiegoś dziwactwa. Nie chciałem jej pozostać dłużnym i odwzajemniłem się podobnie:
— Pięćdziesiąt dwa tysiące mil w poniedziałek, ale w sobotę tylko pięćdziesiąt.
— Słusznie!
Teraz znowu zaczęła badać powałę, poczem nastąpiło drugie małe pytanie:
— Z czego się robi rodzynki?
— Z winogron!
Nieszczęsny punkt na powale znowu stał się przedmiotem obserwacyi. Po chwili padło pytanie:
— Co to jest poil de chévre?
— Materya po piętnaście łokci za escudo d’oro, ale teraz mało kto jej używa.
— Słusznie! Teraz witam was, sennor! Augusta wstawiła się u mnie za wami, a ja nie jestem w takich razach rozrzutną i zwykłam każdego starającego się o moje względy poddawać egzaminowi. Wy jesteście znani z uczoności, dlatego wybrałam dla was z różnych dziedzin najtrudniejsze pytania. Odpowiedzieliście świetnie, chociaż wyglądacie więcej na niedźwiedzia, aniżeli na uczonego. Ale Augusta uprzedziła mię, że uczęszczaliście do wielu szkół i poznaliście wszystkie kraje i narody. Usiądźcie sobie, sennor!