Duma, jaką wzbudziła we mnie ta pochwała, sprawiła niemal takie same wrażenie, jak czosnek i cebula zacnej donny Eulalii. Gienialna jej siostra wskazała teraz na stół, stojący u wejścia, mówiąc:
— Ja panuję także nad moim domem, chociaż nie wchodzę w bliższą styczność z materyalną stroną gospodarstwa. Tam jest atrament, pióro i księga. Wpiszcie swoje nazwisko!
Uczyniłem to i zapytałem:
— Czy wolno mi odrazu zapisać także moich towarzyszy?
— Macie towarzyszy?
— Tak.
— Kto oni?
Zacząłem od zabarwionych:
— Bob, mój czarny służący.
— Naturalnie! Człowiek, który odrazu poznał mojego węża morskiego, jeździ tylko z domownikami. Tych się jednak nie zapisuje. Kto jeszcze jest z wami?
— Winnetou, wódz Apaczów.
Na to pani domu zrobiła ruch, jak człowiek, zaskoczony niespodzianką.
— Słynny Winnetou?
— On właśnie.
— Chciałabym go poznać. Musicie mi go przedstawić potem, a teraz go zapiszcie!
— Dalej niejaki Sans-ear, który...
— Zabójca Indyan?
— Tak.
— Zapiszcie go, zapiszcie! Wy podróżujecie w niezwykłem towarzystwie. Czy wszystkich już wymieniliście?
— Czwarty i ostatni, to master Bernard Marshall, jubiler z Louisville w Kentucky.
Elwira omal nie zerwała się z miejsca.
— Co mówicie! Jubiler Marshall z Kentucky?
— Ma on brata, imieniem Allan, który miał szczęście u was mieszkać, donno Elwiro de Gonzalez!
— A więc dobrze się domyślałam! Zapiszcie go także
Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.
— 242 —