Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.
—   246   —

nas. Zresztą dowiem się w naszym domu bankowym, czy on tu był.
Teraz przystąpiła do nas moja dawna sąsiadka.
— Panie sąsiedzie, wołano mnie z waszego powodu. Wieczerza o dziewiątej, a pokoje mam już teraz wam wskazać.
— Pokoje? Słyszałem, że ich tu niema wcale!
— Z tyłu jest przybudówka, obejmująca kilka pokoi. Dwu z nich używa donna, kiedy ma w gościnie krewnych.
— Tam pewnie mieszkała donna Alma?
— Tak, słyszałam o tem, chociaż podówczas nie byłam jeszcze tutaj.
— Czy nie opowiadano pani przypadkiem, że ta donna znała niejakiego Allana Marshalla, który tu przebywał równocześnie.
— Coś mi o tem wiadomo. Wiele o tem mówiono i śmiano się z Almy, gdyż prześladowała poprostu tego pana tak, że nie mógł się jej opędzić. Ale proszę pójść za mną, ja już mam klucze!
Udaliśmy się za nią do wspomnianych izb, które można było nazwać kosztownie wyposażonemi w stosunku do reszty urządzenia zajazdu. Jedną otrzymał Winnetou z Sans-earem, drugą ja z Bernardem, a dla Boba wyznaczono osobną.
Łaskawa córka mego dawnego sąsiada zaopatrzyła nas we wszystko, co mogło się przyczynić do nadania nam bardziej cywilizowanej powierzchowności. Niebawem też wyszliśmy do miasta. Winnetou został w domu, duma jego bowiem nie pozwalała mu na to, żeby się na ulicach i placach wystawiać na widowisko ciekawym ludziom. Sam także rozciągnął się na łożu.
— Po co ja z wami pójdę? — rzekł. — Chodzić umiem i w tem nie potrzebuję naprzykład ćwiczyć się dopiero tutaj, a ludzi i domów dość już w życiu widziałem. Postarajcie się, żebyśmy co rychlej wydostali się z tego niespokojnego gniazda na wolną sawannę, bo