Strona:PL Karol May - Winnetou 05.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.
—   250   —

Lecz po pierwsze niestety zrobiliśmy potem to straszne doświadczenie, że ktoby się chciał zdać na tropeirów, ten byłby zgubiony, a po drugie z owych dziewięciu minierów trzech trapiła febra. Ledwie trzymali się ludzie na mułach, a choroba miotała nimi tam i sam, że ani pewnie wystrzelić, ani pchnąć nożem nie mogli. Czy było więc nas piętnastu?
— Teraz już rozumiem, że sprawa była ciężka. Ale przecież po gościńcu jeździ i chodzi tylu podróżnych, że ciągle jest ktoś w pobliżu, na którego pomoc można liczyć!
— Tak się wam zdaje! Któż tym szelmom zabroni zaczekać właśnie na chwilę, kiedy niema nikogo?
— Opowiedzcież więc rzecz po porządku, abyśmy nabrali o niej jasnego poglądu!
— Dobrze, skoro sobie tego życzycie! Otóż nad Jeziorem Piramidowem znaleźliśmy miejsce, jakich mało, i wierzcie mi, że w przeciągu ośmiu tygodni każdy z nas czterech miał po cetnarze złotego pyłu i nuggetów. Dalej nie można już było szukać, ponieważ miejsce zostało już całkiem wymyte, a dwu z nas przeziębiło sobie nogi i ręce. Nie łatwa to rzecz stać od rana do wieczora w wodzie po pas i potrząsać bateą[1]. Spakowaliśmy się zatem i wróciliśmy do Yellow-water-ground, gdzie zdobycz naszą sprzedaliśmy pewnemu Jankesowi, który zapłacił znacznie więcej, aniżeli ci łajdacy handlarze zamienni, u których na wagę złota dostaje się funt lichej mąki, lub pół funta jeszcze gorszego tytoniu. Ale ten człowiek mimoto zrobił dobry interes, a nazywał się Marshall i pochodził gdzieś z Kentucky.
Bernard odwrócił się w tej chwili i zapytał:
— Czy on tam jeszcze jest?

— Nie wiem. Nic mnie to zresztą nie obchodzi. Dajcie mi pokój z niepotrzebnemi pytaniami, gdyż jeśli mam opowiedzieć wszystko po porządku, jak ten człowiek tego żąda, to nie wolno mi przeszkadzać! A więc ten Marshall, zdaje się, że nazywał się Allan Marshall, odkupił od nas wszystko. Najmądrzej bylibyśmy postą-

  1. Naczynie do wypłukiwania złota.