Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

płukiwano. Szereg namiotów i chałup ożywiał pustą zresztą kotlinę, ale na pierwszy rzut oka widać było, że najświetniejsza epoka tych kopalń należała już do przeszłości.
Mniej więcej w środku doliny stała nizka, lecz szeroka i głęboka chałupa z desek, a nad wejściem do niej wisiał napis: „Store and boarding-house of Yellow-water-ground“. Gospodarz tej budy, w której się mieszkało, kupowało i piło, mógł nam udzielić najlepszych wiadomości. Zsiedliśmy więc z koni, zostawiliśmy przy nich Boba i weszliśmy do środka.
Przy niedbale zbitych stołach i na ławach siedziały częścią nędznie, częścią zaś zawadyacko odziane postaci, które zaczęły się nam przypatrywać ciekawie.
— Nowi minierzy! — zaśmiał się jeden z nich. — Może znajdą więcej niż my. Chodź tu, czerwonoskóry i napij się ze mną!
Winnetou udał, że nie słyszał wezwania. Na to człowiek ów podniósł się z miejsca, wziął w rękę kieliszek wódki i przystąpił doń z miną wyzywającą.
— Łotrze, czy nie wiesz, że taka odmowa jest dla miniera największą obelgą? Pytam, czy się napijesz i czy każesz od siebie dać drugi raz.
— Czerwony wojownik nie pija wody ognistej, nie chce więc obrazić białego męża!
— To idź do dyabła!
Górnik rzucił kieliszek razem z wódką w twarz Apaczowi, wyrwał nóż z za pasa i skoczył, by nim Winnetou pchnąć w serce. Jednak zachwiał się nagle i charcząc padł na ziemię. Apacz miał także nóż — trzymał go teraz w ręku, klinga błyszczała jak przedtem — nóż był zaledwie dziesiątą część sekundy w ciele górnika, który teraz leżał na ziemi z przebitem sercem.
W tej chwili podnieśli się z miejsc i drudzy, a w rękach ich błysnęły noże. Równocześnie jednak i nasze strzelby znalazły się przy policzkach. Nawet Bob, który zaglądnął do wnętrza, stał ze strzelbą, gotową do strzału.
— Stop! — zawołał gospodarz. — Siadajcie, pano-