dyka, a zjadłszy tę wspaniałą wieczerzę, spaliśmy spokojnie do rana.
O świcie ruszyliśmy dalej i dotarliśmy niebawem do doliny Short-Rivulet. Jak wskazywała jego nazwa[1], przyjmował ten potok tylko słabe dopływy z kilku kopiastych wzgórz i prawdopodobnie w porze gorącej zupełnie wysychał.
Zastaliśmy tu zburzone namioty, skopane złotodajne miejsca i wszędzie ślady gwałtownej walki.
Nie ulegało wątpliwości, że na poszukiwaczy złota napadli rozbójnicy. Nigdzie jednak nie widzieliśmy trupów.
Po dłuższych poszukiwaniach zobaczyliśmy po drugiej stronie pod drzewami trochę większy namiot. Był on także podarty, pocięty i poszarpany. Ani jeden ślad, ani jeden najdrobniejszy przedmiot nie wyjaśniał, do kogoby należał ten namiot.
Jakże rozczarował się Bernard w swych nadziejach, że zastanie tu brata!
— Tu mieszkał Allan! — rzekł stanowczo.
Przeczuwał to, a przeczucie mogło być słuszne. Objechaliśmy dokoła dolinę, otoczoną puszczą i natrafiliśmy na ślady, które prowadziły zachodniem zboczem góry. Tamtędy niewątpliwie wynieśli się rozbójnicy.
— Allan chciał się stąd udać przez Lynn do Humboldshaven, a zbóje puścili się za nim — zauważył znowu Bernard.
— Zapewne, jeżeli umknął — odrzekłem. — Ta okoliczność, że nie widać trupów, nie dowodzi jeszcze, że napadnięci uszli. Przypuszczam, że zabitych wrzucono do jeziora.
Głęboko pod wodami Black-eye leżeli może teraz ludzie, którzy marzyli o bogactwie, o szczęściu i rozkoszach. Ciemny demon, zwany złotem, wyrwał ich z tych marzeń i wtrącił w objęcia śmierci.
— A kim byli mordercy? — zapytał groźnie Marshall.
- ↑ „Krótka rzeczka“.