Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.
—   295   —

Ale i inni jeszcze wrogowie przeszkadzali w pracy, wrogowie prawie groźniejsi od czerwonoskórych.
Po preryach włóczy się mnóstwo hołoty, którą tworzą żywioły, wyparte przez cywilizowany Wschód. Są to moralnie i materyalnie zbankrutowane osobniki, które nie spodziewają się od życia już niczego ponad to, co potrafią zdobyć w zbrodniczych wyprawach po Zachodzie. Ludzie ci łączą się w różnych zgubnych celach w zgraje, gorsze od najdzikszych hord indyańskich. Za czasów budowy kolei napadali oni głównie na obozy i małe osady, powstałe wzdłuż linii kolejowej, nic też dziwnego, że te obozy urządzano obronnie, a mieszkańcy nawet podczas pracy byli uzbrojeni.
Z powodu napadów na obozy i małe kolejowe tabory, przyczem zwykle rozbójnicy owi burzyli tor, aby zmusić pociąg do zatrzymania się, nazywano ich railtroublerami, czyli burzycielami szyn. Strony napadane czuwały oczywiście dniem i nocą, wskutek czego wreszcie tylko wtedy mogli rozbójnicy urządzać wyprawy, kiedy kilka gromad połączyło się razem. Zresztą panowało przeciwko nim takie rozgoryczenie, że każdego schwytanego railtroublera czekała prawie zawsze niechybna śmierć. Bandy te mordowały bez względu na różnicę płci i wieku, przeto o łasce dla nich również nie mogło być mowy.
Pewnej niedzieli popołudniu wyjechaliśmy pociągiem z Omahy. Żaden z towarzyszów podróży nie zajął mnie żywiej choćby przelotnie. Dopiero nazajutrz wsiadł w Fremont człowiek, którego powierzchowność zwróciła odrazu moją uwagę. Usiadł wprost przedemną, dlatego miałem sposobność przypatrzyć mu się dokładnie.
Widok jego był właściwie tak śmieszny, że powierzchowny obserwator z trudem tylko powstrzymałby się był od uśmiechu, ja jednak przywykłem do zjawisk tego rodzaju na tyle, że zdołałem zachować powagę. Był to mężczyzna o nizkiej postaci, lecz tak gruby, że byłoby można toczyć go jak beczkę. Miał na sobie ko-