Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.
—   300   —

To go już zupełnie rozbroiło, bo roześmiał się na całe gardło.
— Hihihihi! Bez konia chce iść w Tretony! Czy zwaryowaliście, sir?
— Zdaje mi się, że nie. Jeśli teraz nie mam konia, to go sobie kupię lub złowię.
— Gdzie?
— Gdzie będzie dogodnie.
— Sami chcecie tej sztuki dokazać?
— Spróbuję.
— Wcale chwalebny zamiar, sir! Zawinęliście sobie wprawdzie lasso przez plecy, ale muchy niem nie złapiecie, a tem mniej mustanga.
— Czemu?
— No, ja byłbym skłonny uważać was za myśliwego od niedzieli, jak się tam w starym kraju wyrażają.
— Dlaczego?
— To przecież całkiem proste! Wszystko na was takie ładne i czyste. Przypatrzcie się kiedy tęgiemu westmanowi i porównajcie go z sobą! Wasze buty są nowe i wyczyszczone jak szkło, wasze legginy ze skóry łosiowej, a koszula myśliwska, to arcydzieło rąk Indyanki. Wasz kapelusz kosztował przynajmniej ze dwanaście dolarów, a wasz nóż i rewolwery nie zrobiły pewnie jeszcze nikomu nic złego! Czy umiecie strzelać, sir?
— Cokolwiek. Byłem nawet raz królem kurkowym — odrzekłem z miną poważną.
— Królem kurkowym! Hm! Tak, tak! Strzelaliście do drewnianego ptaka i zostaliście królem kurkowym! Sir, proszę was serdecznie, wracajcie jak najrychlej, bo zginiecie!
— Zobaczymy! Gdzie teraz jest Old Shatterhand, o którym wspomnieliście przed chwilą?
— Któż to wie! Kiedy po raz ostatni byłem nad Fox Head, spotkałem słynnego Sans-eara, który z nim dłuższy czas przebywał. Ten mi powiedział, że Old Shat-