mał się obok tej bagnistej kałuży. Dowodzą tego odciski kopyt, które napełniły się wodą. Tylko dwaj pojechali naprzód; prawdopodobnie dowódcy. Oni chcieli badać otoczenie, a reszta musiała skromnie pozostać w tyle. Czy widzicie tu w moczarze ślad koński? Jeden koń był okuty, a drugi nie i ten uderzał ciężej tylnemi nogami, a siedział na nim Indyanin. Natomiast drugim jeżdżcem był biały i koń jego stąpał przodem ciężej niż tyłem. Wiecie zapewne, jak siedzi na koniu biały, a jak Indyanin?
— Sir, ciekaw jestem tylko, skąd wy...
— Dajcie temu narazie pokój! — przerwałem mu. — Uważajcie teraz dobrze! O sześć kroków dalej pokąsały się konie. Po tak długiej jeździe, jaką odbyli ci ludzie, mogły uczynić to tylko ogiery.
— Kto wam powiedział, że się kąsały!
— Po pierwsze: czytam to z położenia śladów kopyt. Koń indyański skoczył tu na tamtego. To chyba przyznacie? Powtóre zaś: przypatrzcie się tym włosom, które w ręce trzymam. Znalazłem je przedtem, badając ślady, zanim się z wami spotkałem. To cztery włosy z gniadej grzywy, wyrwanej przez konia indyańskiego i upuszczone zaraz na ziemię. Ale dalej na przedzie wpadły mi w oko dwa czarne włosy z ogona. Ze śladów widzę dokładnie, że koń indyański ukąsił tamtego w grzywę, ale jeździec odciągnął go zaraz i popędził naprzód, poczem tamten koń sięgnął za indyańskim zębami i wyrwał mu te włosy z ogona. Wisiały mu one jakiś czas z pyska i po kilku krokach dopiero opadły na ziemię. A zatem koń Indyanina jest kary, a białego gniady. Chodźcie dalej! Tutaj biały zsiadł z konia, aby się wydostać na nasyp. Ślad jego został do dziś w miękkim piasku. Widać wyraźnie, że jedną nogą stąpał mocniej, niż drugą. Z tego prosty wniosek; że kuleje. Zresztą byli ci ludzie bardzo nieostrożni. Nie starali się ani trochę zatrzeć swoich śladów. Widocznie czują się bardzo bezpiecznie, a to może być tylko z dwu powodów.
— Z jakich?
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.
— 306 —