Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   348   —

Winnetou broniłby duszy swego dobrego brata przeciwko wszystkim czerwonym mężom!
— To namyśl się, mój bracie, nad tem, czy wasi guślarze nie głoszą kłamstwa!
Indyanin zamilkł w zadumie, ja zaś starałem się nie niszczyć wrażenia słów moich.
Znaliśmy się od lat, dzieliliśmy cierpienia i radości i pomagaliśmy sobie w niebezpieczeństwach i potrzebach z pogardą śmierci, ale stosownie do jego ówczesnej prośby nie było między nami nigdy mowy o wierze, nie próbowałem nigdy ani jednem słówkiem wtrącać się do jego religijnych zapatrywań. Wiedziałem, że on właśnie cenił bardzo wysoko mój sposób postępowania w tej sprawie, dlatego teraźniejsze moje przedstawienia podziałać nań musiały z siłą podwójną.
Po chwili spytał:
— Czemu wszyscy biali mężowie nie są tacy, jak mój brat Szarlih? Gdyby byli tacy, jak on, Winnetou uwierzyłby ich kapłanom!
— Czemu wszyscy czerwoni mężowie nie są tacy, jak mój brat? — odrzekłem ja na to. — Są dobrzy i źli wśród czerwonych i białych. Ziemia ma przeszło tysiąc dni drogi długości i tyleż szerokości. Mój przyjaciel zna tylko małą jej część. Wszędzie panują biali, ale tu właśnie w dzikiej sawannie kryją się złe twarze blade, które musiały uciekać przed prawem. Dlatego Winnetou sądzi, że tylu jest złych między białymi. Mój brat chodzi samotnie po górach, poluje na bizona i zabija swoich wrogów. Czemże mój brat może się cieszyć? Czy za każdym krzakiem i drzewem śmierć na niego nie czyha? Czy mógł kiedy któremu z czerwonych powierzyć się z całem zaufaniem i miłością? Czyż całe jego życie nie jest pracą, troską, czujnością i złudzeniem? Czy znajduje on spokój, pociechę i orzeźwienie dla swej duszy znużonej pośród skalpów w swoich wigwamach, albo w zdradzieckim obozie na dzikiej preryi? Zbawiciel zaś białych mężów powiada: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście znużeni i obarczeni, a ja was