Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
—   360   —

W trzy kwadranse dostałem się na miejsce, które się nadawało do mego zamiaru. Tam bowiem na szczycie wzniesienia rósł olbrzymi dąb, a obok niego wysmukła jodła. Wylazłszy na jodłę, przeskoczyłem ostrożnie z niej na gruby konar dębu i usiadłem na nim.
Przytuliwszy się do pnia dębowego, ukryłem się w ten sposób zupełnie. Z dołu niepodobna było mnie dostrzec, przed moimi oczyma zaś leżała okolica, tak wyraźna i otwarta, że widziałem jaśniejsze miejsca na trawie i morze leśnych wierzchołków.
Siedziałem tak na straży kilka godzin i nie zauważyłem nic uderzającego, ale czujność moja tem się nie znużyła. Wreszcie ujrzałem na północy stadko gawronów, zrywających się z drzew. Mógł to być wprawdzie