Ta strona została uwierzytelniona.
— 378 —
się jasnemi barwami, które później przeszły w głęboką purpurę, wreszcie pobladły i zamieniły się w szarość wieczorną. Winnetou opuścił miejsce, na którem znajdowaliśmy się dotąd. Wydał mi się on w ostatnich godzinach zupełnie innym niż zwykle. Jego silny i pewny wzrok stał się szczególnie niespokojnym. Na gładkiem zazwyczaj czole ukazały się zmarszczki, które świadczyły o jakiejś obawie, czy myślach, tak poważnych, że mogły zburzyć jego tak podziwianą przezemnie równowagę umysłu. Coś go gnębiło. Wydało mi się więc, że miałem nietylko prawo, lecz i obowiązek spytać go o przyczynę tego stanu jego duszy. Poszedłem też, by go poszukać.
Winnetou stał na skraju lasu, oparty o drzewo i patrzył nieruchomo na zachód na chmurowisko, któ-