Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.
—   382   —

i że niegodzien już nazwy wojownika i wodza walecznego narodu. Nie, ja nie chcę słyszeć o tem, żebym miał zostać. Mój brat Shatterhand gotów po cichu zaliczyć mnie między kujoty! Czy Winnetou ma znienawidzieć sam siebie? Nie, po dziesięćkroć, stokroć i po tysiąckroć wolę śmierć!
Ten wzgląd nakazał mi oczywiście milczenie. Winnetou umarłby na duchu i na ciele wskutek własnego zarzutu tchórzostwa. Po chwili mówił dalej:
— Tyle razy znajdowaliśmy się w obliczu śmierci, a mój brat był na nią zawsze przygotowany i zapisał w swej książeczce, co ja powinienbym zrobić, jeśliby zginął w walce. Mam wziąć tę książkę, przeczytać i wykonać. Blade twarze nazywają to testamentem. Winnetou sporządził także testament, lecz nic jeszcze o tem dotąd nie wspomniał, ale dziś to uczynić musi, przeczuwając blizkość śmierci. Czy chcesz być wykonawcą?
— Bardzo życzę sobie, żeby nie sprawdziło się twoje przeczucie, ażebyś jeszcze wiele, wiele słońc widział na ziemi. Gdybyś jednak kiedyś umarł, a ja znałbym twoją wolę ostatnią, wykonanie jej byłoby moim najświętszym obowiązkiem.
— Nawet gdyby było bardzo trudnem i połączonem z wielkiemi niebezpieczeństwami?
— Tak Winnetou nie pyta chyba naprawdę. Poślij mnie w objęcia śmierci, a pójdę!
— Wiem to, Szarlih! Dla mnie wskoczyłbyś w otwartą jej paszczę. Tylko ty jeden potrafisz zrobić to, o co cię poproszę. Czy przypominasz sobie, że ongiś, kiedy nie znałem ciebie tak dobrze jak dzisiaj, rozmawialiśmy o bogactwie?
— Bardzo dokładnie to pamiętam.
— Czułem wtedy po twoim głosie, że przecież inaczej myślałeś, aniżeli mówiłeś. Złoto miało wielką wartość dla ciebie. Nieprawdaż?
— Istotnie niebardzo się pomyliłeś.
— A teraz? Wyznaj prawdę!
— Każdy biały ceni wartość mienia, lecz ja nie