Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.
—   383   —

pożądam martwych skarbów i uciech powierzchownych. Prawdziwe szczęście opiera się jedynie na skarbach zebranych w sercu.
— Wiedziałem, że dziś tak powiesz. Wiadomo ci, że ja znam wiele miejsc, gdzie znajduje się złoto w żyłach, jako nuggety i jako piasek. Wystarczyłoby wskazać ci jedno miejsce, a zostałbyś człowiekiem bogatym, nawet bardzo bogatym, lecz nie osiągnąłbyś szczęścia. Dobry, biały Manitou nie stworzył ciebie do używania bogactw. Twoje silne ciało i twoja dusza są do czegoś lepszego. Jesteś mężem i winieneś nim pozostać. Dlatego zawsze trwałem przy postanowieniu, żeby nie powiedzieć ci o żadnym pokładzie złota. Czy gniewasz się na mnie za to?
— Nie — odrzekłem, zgodnie z prawdą w tej chwili. Stałem wobec najlepszego z przyjaciół, on zaś widział śmierć przed sobą i powierzał mi swoją wolę ostatnią. Jakże mógłbym w tej chwili okazać nizką żądzę złota?
— Zobaczysz jeszcze złoto, dużo złota — mówił dalej — lecz ono nie przeznaczone dla ciebie. Jeśli umrę, odszukaj grób mego ojca. Kopiąc u jego stóp od strony zachodniej, znajdziesz testament Winnetou, który wtedy już nie będzie przy tobie. Tam zapisałem moje życzenia, a ty je spełnisz.
— Słowo moje jest jako przysięga! — zapewniłem go ze łzami w oczach. — Żadne niebezpieczeństwo, chociażby największe, nie powstrzyma mnie od wykonania tego, co napisałeś!
— Dziękuję ci! Rozmowa nasza skończona, nadszedł czas do ataku. Nie przeżyję tej walki, pożegnajmy się więc, mój drogi, kochany bracie! Dobry Manitou niechaj ci wynagrodzi to, czem dla mnie byłeś. Serce moje czuje więcej, aniżeli słowa mogą wyrazić! Nie płaczmy, bo jesteśmy mężami! Pochowaj mnie w górach Gros-Ventre nad brzegiem rzeki Metsur na koniu, w pełnem uzbrojeniu i z moją strzelbą srebrzystą, która nie powinna przejść w niczyje ręce. A jeśli potem wrócisz do ludzi, z których żaden nie będzie cię tak kochał, jak