Trwało to dwa tygodnie, poczem powiedziałem sobie że nie mogę tu dłużej pozostać. Testament przyjaciela ciągnął mnie pod Nugget-tsil, gdzie pochowaliśmy Inczu-czunę i jego piękną córkę. Było też moim obowiązkiem pojechać nad Rio Pecos i zawiadomić Apaczów o śmierci najsłynniejszego i najlepszego z ich wodzów. Wiedziałem wprawdzie, jak szybko biegnie zwykle przez preryę wieść o takiem zdarzeniu — mogła tam dojść nawet przedemną — musiałem jednak udać się tam, jako świadek tego smutnego wypadku i najpewniejszy sprawozdawca. Osadnicy nie potrzebowali mnie koniecznie, a gdyby potrzebny był dla nich dzielny westman, to mogli się zwrócić do Walkera, który gotów był przez pewien czas u nich zabawić. Po serdecznem pożegnaniu ruszyłem w daleką drogę.
Inny na mojem miejscu starałby się pewnie o ile możności jechać przez miejsca, gdzie byli ludzie. Ja postąpiłem przeciwnie: unikałem takich miejsc, nie chcąc widzieć nikogo, a pragnąc być sam na sam ze smutkiem.
Życzenie to spełniało się aż do Beaver-Creek północnego Canadianu, gdzie miałem niebezpieczne spotkanie z wodzem Komanczów, Tokejchunem, któremu niegdyś uszliśmy tak szczęśliwie. Kiedy my rozbijaliśmy się z Siouksami na północy, wykopali Komancze znowu topór wojenny, a Tokejchun poprowadził siedmdziesięciu wojowników do grobów wodzów, aby wykonać tam taniec śmierci i zapytać gusła o przyszłość. Podczas tego wpadło mu w ręce kilku białych, których przeznaczył na śmierć męczeńską przy palu. Udało mi się jednak ich uwolnić. Pomijam tu tę przygodę, ponieważ nie pozostaje w związku z Winnetou. Opowiem ją przy innej sposobności. Wyswobodzonym białym towarzyszyłem aż do granicy Nowego Meksyku, gdzie im już nic nie groziło. Stamtąd mogłem udać się wprost nad Rio Pecos, ale testament Winnetou był dla mnie zbyt ważną rzeczą, żebym miał co do niego zbyt długo pozostawać w niepewności. Zwróciłem się więc na południowy wschód, aby się napierw dostać do Nugget-tsil.
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.
— 393 —