— Właściwej drogi niema, tylko łożysko rzeczki. Jechać tamtędy nie można, trzeba się wspinać, a konie prowadzić za sobą.
— Na co to? Czy musi się tam wyłazić? A na dole zostać nie można?
— Nie, gdyż miejsce poszukiwań znajduje się na górze.
— To należałoby przynajmniej konie zostawić na dole. To byłoby w każdym razie lepsze.
— Niedorzeczność! Widać, że jesteście sidlarzem. Może całe tygodnie upłyną, zanim osiągniemy cel wyprawy na górę. Czy na tak długi czas można zostawić konie na dole? Ktoś musiałby być zawsze przy nich na straży, na górze zaś będziemy je zawsze mieli przy sobie i nie będzie potrzeba osobnego dozorcy. Czy tego nie pojmujecie?
— I owszem! Kto jednak nie zna okolic, może zapytać w ten sposób.
— Zresztą tam w górze jest bardzo ładnie, gdyż jak wam to już powiedziałem, wznoszą się tam grobowce wodza Apaczów i jego córki.
— I przy tych grobach rozbijemy nasz obóz?
— Tak.
— Na noc także?
Zapytałem w ten sposób z ważnego powodu, gdyż, musiałem kopać pod grobem Inczu-czuny, aby przyjść w posiadanie testamentu Winnetou, a do tego świadkowie byli zbyteczni. Tymczasem usłyszałem właśnie, że tam mieliśmy urządzić obóz. Przyszło mi na myśl, że może towarzyszy moich ten naturalny lęk, jaki ogarnia zwykłych ludzi przed grobami, do tego skłoni, ażeby przynajmniej w nocy omijali pobliże mogił. Lecz i to, gdyby się nawet stało, nie mogło mi wystarczyć. Nie widząc dobrze w nocy, mogłem popełnić błąd, a wreszcie, gdyby i ta przeszkoda była wykluczona, to przecież byłbym nie zdołał w nocy zasypać dziury tak, żeby rano śladów nie było.
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.
— 411 —