Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.
—   416   —

gliście nie wpaść na nią. Według tego, co ja wiem o Winnetou, to był on nietylko najwaleczniejszym, lecz także najmędrszym i najchytrzejszym z Indyan.
— No, o tem wie każdy, nietylko wy.
— To bądźcie tak dobrzy i pomyślcie! Winnetou przybył tutaj po złoto. Napadnięto nań, a on jako mądry człowiek poznał odrazu, że ktoś śledził jego tajemnicę. Musiał zatem przypuścić, że Santer, który mu umknął, powróci później i będzie szukał skarbu. Co wy uczynilibyście na jego miejscu, mr. Gates? Czy zostawilibyście złoto tutaj?
— A do wszystkich dyabłów! — wybuchnął niespodzianie.
— No, odpowiedzcież!
— To jest wprawdzie jakaś myśl, ale myśl nędzna, zupełnie nędzna!
— Jeśli uważaliście Winnetou za głupca, to szukajcie nuggetów, lecz nie zarzucajcie mnie, że ja ich szukam za waszymi plecyma. Nie pozwolę, żebyście mnie o taką głupotę posądzali.
— Twierdzicie więc, że nic się nie znajdzie?
— Jestem tego pewien.
— To po co przyjechaliście tutaj?
Nie mogąc powiedzieć mu prawdy, odrzekłem:
— Ponieważ myśl, którą się właśnie z wami podzieliłem, przyszła mi dopiero teraz.
— Aha, dotychczas więc byliście taksamo głupi, jak my? Przyznaję, że wasze zapatrywanie ma coś za sobą, ale równie wiele, a nawet więcej można przytoczyć przeciwko temu.
— Co?
— Nadmienię tylko jedno. Kryjówka była tak dobra, że Winnetou nie obawiał się, żeby ją kto odnalazł. Czy to niemożliwe?
— I owszem!
— Pięknie! Mógłbym jeszcze coś innego przeciwko wam zauważyć, lecz wyrzekam się tego. Zaczekajmy,