Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
—   434   —

tym papierze. Czyim jeńcem jestem właściwie, twoim, czy jego?
— Moim.
— Dlaczegoż więc pozwalasz mu porywać się na mnie w celu rabunku?
— Czerwoni wojownicy chcą tylko broni twej. Wszystko inne im nie potrzebne.
— Czy to powód, żeby to wszystko inne oddawać temu drabowi? Czy Old Shatterhand jest chłopcem, któremu pierwszy lepszy hultaj może wypróżniać kieszenie? Tobie się poddałem i uczciłem cię tem, jako wojownika i wodza. Czemu tedy zapominasz, że ja także jestem wojownikiem, który tego Santera powinienby co najwyżej tylko kopnąć.
Indyanin szanuje odwagę i dumę nawet w największym wrogu. Czerwoni znali mnie z tych zalet, a wówczas, kiedy uprowadziłem Pidę, aby ocalić Sama, oszczędzałem młodego Keioweha. Na to teraz liczyłem i nie zawiodłem się na nim, gdyż Pida odpowiedział, rzuciwszy na mnie przychylne spojrzenie:
— Old Shatterhand jest najwaleczniejszym ze wszystkich białych wojowników. Natomiast ten, którego powaliłeś, ma dwa języki, odmiennie mówiące i dwie twarze, wyglądające raz tak, drugi raz inaczej. Nie będzie mu wolno sięgać do twej kieszeni.
— Dziękuję ci! Godzien jesteś być wodzem i będziesz kiedyś należał do najsłynniejszych wojowników Keiowehów. Szlachetny wojownik zabija nieprzyjaciela, lecz go nie poniża.
Widziałem, jaką dumą napełniły go te słowa, na które on niemal tonem pożałowania odpowiedział:
— Tak, zabija nieprzyjaciela. Old Shatterhand będzie musiał umrzeć i nie tylko zwyczajnie umrzeć, poniesie on wielkie męczarnie.
— Męczcie mnie i zabijcie! Skargi z ust moich nie usłyszycie, ale tego draba trzymajcie zdala odemnie!
Po związaniu rąk kazano mi położyć się i owinięto mi kostki rzemieniami. Tymczasem Santer odzyskał przy-