— Cóż właściwie ma się z nim stać? — zapytał, zbity z tropu.
— Nad tem naradzimy się jeszcze.
— Nad czem się tu naradzać! To przecież jasne, co należy z nim uczynić!
— Co?
— Zabić go!
— To się stanie.
— Ale kiedy? Przybyliście tutaj, by odprawić radosną uroczystość z powodu śmierci największego waszego wroga, Winnetou. Czy nie zrobilibyście najlepiej, gdybyście teraz w tem miejscu zamęczyli na śmierć jego najlepszego przyjaciela Old Shatterhanda?
— Tego nam uczynić nie wolno.
— Czemu nie?
— Ponieważ musimy go zabrać do naszej wsi.
— Oh, do waszej wsi! Na cóż to?
— Aby go zaprowadzić do mego ojca, Tanguy, któremu Old Shatterhand strzaskał kolana. Taugua postanowi, w jaki sposób ma on za to zginąć.
— To niedorzeczność, zabierać go najpierw do wsi! To wprost największa w świecie głupota!
— Milcz! Pida, młody wódz Keiowehów, nie popełnia głupstw!
— To jednak będzie głupstwem! Czy nie widzisz, dlaczego?
— Nie.
— Czy nie słyszałeś, ile razy Old Shatterhand był już pojmany? A zawsze udało mu się umknąć podstępnie. Jeśli zaraz go nie zabijecie i będziecie go włóczyli z sobą, zniknie wam wkrótce.
— On nam nie umknie. Będziemy się z nim tak obchodzili, jak na to słynny wojownik zasługuje, lecz zarazem tak będziemy czujni, że nam uciec nie zdoła.
— A do wszystkich dyabłów! Chcecie jeszcze obchodzić się z nim jak ze słynnym człowiekiem! Może jeszcze owiniecie go girlandami, a pierś obwiesicie orderami?
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.
— 436 —