Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.
—   438   —

ceniłem człowieka czerwonego tak samo jak białego. Niewątpliwie jeden Tangua nienawidził mnie nadal zawzięcie, co było naturalnym wynikiem ułomności, o którą go przyprawiłem. Tego bowiem, jakoby sam był temu winien, nie przyznał chyba.
To, że pojmałem wtenczas Pidę i pomimo dzielącej nas nieprzyjaźni obchodziłem się z nim po ludzku, musiało na moją korzyść zaważyć na szali. Byłem teraz dla Keiowehów więcej Old Shatterhandem, aniżeli białym, który, zniewolony przez ich wodza, przestrzelił mu kolana. Widziałem to po rzucanych na mnie spojrzeniach, które można było nazwać niemal pełnemi szacunku. Nie łudziłem się jednak z tego powodu żadnemi nadziejami co do przyszłego polepszenia się mego położenia. Keiowehowie mogli mnie szanować, lecz łaski spodziewać się z ich strony byłoby daremnem. Co więcej, innego prędzej puściliby na wolność, aniżeli mnie, którego pojmania i zabicia miały im zazdrościć wszystkie plemiona czerwonych. W ich oczach skazany byłem na nieuniknioną męczeńską śmierć. Jak biały z najwyższem zaciekawieniem idzie do teatru, gdy dają dzieło wielkiego poety, lub muzyka, tak samo, a nawet jeszcze bardziej żądni byli oni widoku, jak się zachowa Old Shatterhand podczas mąk, jakie go czekały.
Jakkolwiek przedstawiałem sobie swój przyszły los, mimo to nie obawiałem się, nie czułem nawet niepokoju żadnego. Jakich ja już niebezpieczeństw uniknąłem! I teraz nie myślałem, jakoby już wszystko przepadło. Człowiek powinien nie tracić nadziei do ostatniej chwili, ale także przyczyniać się o ile możności do spełnienia tej nadziei. Kto tego nie robi, ten oczywiście jest zgubiony.
Santer przysiadł się do swoich trzech towarzyszy i wyjaśniał im coś bardzo energicznie. Domyślałem się, co było przedmiotem tej rozmowy. Oni słyszeli także często o Old Shatterhandzie, wiedzieli, że nie byłem łotrem i dlatego zapewne jego zachowanie się względem mnie wywarło na nich niekorzystne wrażenie. Do tego