należało dodać ciche wyrzuty, jakie niewątpliwie sobie robili. Bo oto na jego rozkaz nietylko mnie okłamali, lecz także zataili przedemną, że Indyanie są w pobliżu. Oni więc ponosili winę tego, że mnie pojmano, a to z pewnością ich niepokoiło, gdyż nie byli to źli ludzie. Teraz starał się Santer tak całą sprawą oświetlić, żeby nie mogli mu nic zarzucić.
Narada trwała niedługo. Czerwoni, którzy wzięli w niej udział, powstali z miejsc, a Pida zapowiedział swoim ludziom:
— Wojownicy Keiowehów nie zostaną tutaj, lecz zaraz po jedzeniu wyruszą do wsi. Niechaj się więc przygotują do rychłego odjazdu!
Ja spodziewałem się tego, Santer zaś, nie znając tak dobrze zwyczajów Indyan, sądził inaczej. Zerwał się więc, zbliżył się do Pidy i zapytał:
— Chcecie odjeżdżać? Przecie postanowiono, że zabawimy tu przez kilka dni!
— Nieraz już coś postanowiono, a potem stało się inaczej — odrzekł wódz.
— Chcieliście uczcić chwilę śmierci Winnetou!
— Uczynimy to jeszcze, ale nie dzisiaj.
— A kiedy?
— O tem dowiemy się od Tanguy.
— Z jakiego powodu zmieniacie tak nagle postanowienie?
— Nie potrzebujemy wprawdzie tłómaczyć się z tego przed tobą, ale mimoto powiem ci, ponieważ Old Shatterhand także słucha.
Następnie zwrócił się do mnie i mówił dalej:
— Kiedy przyszliśmy tutaj, aby uradować się śmiercią Winnetou, wodza tych psów, Apaczów, nie przypuszczaliśmy, że wpadnie nam w ręce jego przyjaciel i brat, Old Shatterhand. Ten ważny wypadek podwaja naszą radość. Winnetou był naszym wrogiem, lecz w każdym razie czerwonym, Old Shatterhand jest wrogiem, a w dodatku bladą twarzą. Śmierć jego wywoła jeszcze większą radość, aniżeli śmierć Winnetou, a synowie i córki
Strona:PL Karol May - Winnetou 06.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.
— 439 —